Taki dialog usłyszałem w jednym z ostatnich tygodni.
Księgowa: Panie Janie, mamy 180.000 zł w ujemnych różnicach kursowych. I one od początku roku cały czas rosną! Pan wie, że to nie jest dobrze. To sytuacja niedopuszczalna. Musimy coś zrobić!
Przedsiębiorca: Pani Basiu wiem, ale nie mam pomysłu na szybkie rozwiązanie tego problemu. Z drugiej strony przy obrocie jaki mamy, a w ostatnim miesiącu było to 6 mln zł, gdzie nasz zysk to ok. 1,6 mln zł, to może nie warto schylać po 180.000 zł ?
Hm… o co tu chodzi? Zacząłem analizować:
Jest sprzedaż. Duża sprzedaż. – Ok.
Jest zysk. I to spory zysk. – Super
Jest też obrót. – Ok.
I są różnice kursowe. Ujemne. I one nie bolą. Ale dlaczego?
Długo myślałem nad tym tematem i swoimi wątpliwościami podzieliłem się ze znajomym przedsiębiorcą.
Oto co mi powiedział: Robert, spójrz na taką sytuację: załóżmy, że pan Jan jadąc samochodem przekroczył prędkość i musi zapłacić mandat w wysokości 500 zł . Mandat płaci z własnej kieszeni, czy go to boli? Tak. Ma żal do siebie, że mógł jechać wolniej, zgodnie z przepisami, że mógł zauważyć patrol policji.
I drugi przypadek, pan Jan zauważył, że zwiększyły się wydatki na serwisowanie samochodów służbowych. Dwa lata temu było to ok. 20 tyś., teraz jest prawie 40 tyś. Więc, z roku na rok ponosi coraz większe koszty. Dlaczego? Mógł przecież wcześniej sprawdzić stan swojej floty, terminy obowiązywania umów leasingowych. Mógł też sprzedać auta nierentowne i poleasingowe, a w ich miejsce kupić nowe samochody. Jest świadomy wypływu pieniędzy z kieszeni.
W tych dwóch przypadkach pan Jan mógł wcześniej przewidzieć sytuację, mógł się do niej przygotować i mógł zareagować. Jednym słowem miał wpływ na swoje wydatki.
A teraz, jak to się ma do walut i różnic kursowych?
To proste! Otóż pan Jan, ułożył sobie w głowie, że na zmienność kursu walut nie ma wpływu, że jest to całkowicie od niego niezależne, kursy są chwiejne, a na koniec roku wpisze się w stratę lub w wydatki inne.
Jednak myśląc w ten sposób, pan Jan zgubił po drodze walizkę pieniędzy. Nikt nie uświadomił mu, że ma wpływ na różnice kursowe, może nimi zarządzać i….zarabiać na nich!
Nikt nie uświadomił mu, że za stracone pieniądze mógłby stworzyć nowe stanowiska pracy dla ludzi, którzy przynieśliby wymierne korzyści dla firmy (np. zwiększyliby sprzedaż). Mógłby też kupić środek trwały (np. doposażyć firmę) lub nabyć nieruchomość, z której osiągałby dochód pasywny.
Zgodziłem się ze swoim znajomym, bo przecież to proste i logiczne.
Teraz zastanawiam się dlaczego przedsiębiorcy tego nie czują? Dlaczego nic z tym nie robią? Czy stać ich na gubienie walizek z pieniędzmi?
Ciekawy jestem Twojej opinii, jak to działa w Twoim otoczeniu? Gubisz czy znajdujesz?
Robert Tarantowicz